Co poszło nie tak?
Wiecie jak to jest, gdy jednego dnia jest wszystko w porządku, a drugiego załamujecie się ponownie, czujecie się bezsilni, żałujecie decyzji, które podjęliście i zaczynacie postrzegać ile straciliście?
Straciłam miłość swojego życia trzy lata temu, ale ponad rok temu znowu wznowiliśmy kontakt. Tamten okres był dla ciężki, bo ktoś wpłynął na mnie tak psychicznie, że nie czułam się kobieco ani ktoś wartościowy. Ale on mi pomógł, dzięki niemu wyszłam na prosto.
W połowie listopada wróciłam ponownie do Niemczech, zaczęłam kurs z niemieckiego. Spędziliśmy razem święta oraz Sylwestra i to był najpiękniejszy okres oraz czas jaki ze sobą spędziliśmy.
Ale oczywiście nie potrafiłam zapanować nad emocjami, wybuchłam płaczem, a on nie wiedział dlaczego. Dla niego to było za dużo i postanowił pojechać. I rozumiem go, bo kto chce być z kimś kto tylko reaguje na każdą negatywną sytuację płaczem?
Ale zadzwonił do mnie następnego dnia i zapytał się o co mi chodziło, ja do tej pory nie wiem. Może czułam, że to moja wina, że zaświeciła się jakaś kontrolka w moim samochodzie i może myślałam że odreagowuje to na mnie? A tak na prawdę nie potrafiłam spostrzec tego pod większym kątem. Nie był zły na mnie, ale na siebie, że czegoś nie zrobił, że przez niego mój samochód się zepsuł i nie będę miała czym jeździć a do tego wtedy było (i dalej jest) kiepsko u mnie z pieniędzmi.
I znowu mieliśmy kontakt, gdy chciałam z nim porozmawiać to zawsze był, a u mnie cóż- bywało różnie. Tak jak pisałam- widziałam tylko czubek własnego nosa i nie widziałam mężczyzny, który tak wiele dla mnie robił.
Pomógł mi także z przeprowadzką na nowe mieszkanie, pomagał mi z pieniędzmi. Zawsze mnie wspierał.
I przyszedł nieszczęsny sierpień tamtego roku.
Kilka razy mnie się pytał czy moglibyśmy spróbować znowu być razem, ale bałam się. Bałam się, że gdy będzie gorzej, będę sama, ale przede wszystkim jednego- moja mama, trzy lata temu- gdy z nim zerwałam, bo mnie wiele sytuacji w tamtym czasie złamało, powiedziała, że jeśli postanowię do niego wrócić, mam więcej się nie odzywać do nich ani nie wracać do domu.
Dlatego go odrzucałam- ponieważ dla mnie rodzina była i jest najważniejsza. Dlatego nie pojechałam do niego w sierpniu na tydzień. I zrezygnował w końcu ze mnie, poddał się, ponieważ ile razy można usłyszeć "nie". A ja bałam się odrzucenia mamy. I tylko tyle.
Moja kochana siostrzyczka pisała mi "nie słuchaj innych, wróć do niego. Pasowaliście do siebie mimo tych głupich niezgodności i nieporozumień". I miała rację, nie powinnam się nikogo słuchać.
Teraz, na święta, które spędzałam z nim rok temu, spędzał ze swoją nową poznaną dziewczyną. Z którą jest w ciąży. I to cholernie boli, wiecie?
Bo człowiek zdaje sobie sprawę, że to mogłam być ja. Jakby nie ta podjęta decyzja w sierpniu, to ja mogłabym być na jej miejscu, to ja mogłabym mu dać dziecko po skończeniu z kursu z niemieckiego B2, który musiałam i tak rzucić.
To do mnie mógłby się w tym momencie przytulać, kochać się ze mną, spędzać ze mną czas, rozmawiać godzinami. To terax ze mną mógłby gotować jakąś kolację i rozmawiać o planach na przyszłość.
Ale bałam się stracić mamy, która w tym momencie nie chce mnie znać.
Serce mnie tak boli, nie wiem jak to przetrawić, nie wiem jak ruszyć do przodu, gdzie zobaczyć to światełko w tunelu. Ponieważ wiem, że go straciłam. Straciłam miłość swojego życia. I wiem, że nikt nie będzie w stanie go zastąpić. Ponieważ miałam to szczęście, że miałam w jednym najlepszego przyjaciela, kochanka, mojego mężczyznę oraz miłość swojego życia w jednym. I to wszystko straciłam.
Jak teraz z tym ruszyć do przodu? Czy ta pustka kiedykolwiek da radę się po nim zapełnić?
Więc jeśli macie podobną sytuację do mojej, że się z kimś kłócicie, ktoś Was zranił. Nie rańcie go w ten sam sposób, że go odrzucacie, bo on, ona Was odrzucił/-a za pierwszym razem, ponieważ możecie tego żalować. Tak jak ja.
I nie oczekujcie także, że ukochana osoba może Was uratować. To tak nie działa. Przez to, że mam niskie poczucie własnej wartości, bałam się za każdym razem odrzucenia, to dlatego nam nie wyszło.
Partner może Was wspierać, oczywiście, po to jesteście w związku, aby siebie ciągnąć do góry, wspierać się w osiąganiu celów, ale to co macie w głowie, jakie macie myśli- to Wasz partner nie pomoże Wam w tym. W pewnym momencie zobaczy, że te godziny rozmowy, tłumaczenia, ta cierpliwość to jest za mało. Zacznie się wycofywać, przestanie cokolwiek mówić, przestanie reagować na Wasze krzyki, ponieważ jest już tym zmęczony/-a. Jest tym zmęczony/-a, bo nie wie już, jak to Was dotrzeć. I musi w końcu postawić na siebie.
Nie czekajcie z terapią tak jak ja, jeśli czujecie smutek, złość, że wszyscy są przeciwni Wam, że nikt Was nie docenia, każdy ma z Wami problem, to idźcie na terapie. Ratujcie siebie, Wasz związek, bo moja upartość i zawziętość oraz pycha spowodowała to, że zostałam w tym momencie sama. A to bardzo boli.
Komentarze
Prześlij komentarz