Chyba będzie lepiej

 Uświadomiłam sobie wczoraj jedną rzecz- nie mogę marnować swojego życia oraz czasu na smutek, żal oraz złość, ponieważ życie toczy się dalej i nie wiem co mnie czeka w przyszłości. 

I wiem, że On zawsze będzie w moim sercu, że żaden inny mężczyzna mi go nie zastąpi i za późno sobie uświadomiłam, że jednak Go Kocham. Ale cóż, czy tylko ja podjęłam taką sytuację. Pewnie nie.

Dlatego chcę zacząć pracę nad sobą, nad swoim charakterem i negatywne myśli, które mnie nachodzą, zamieniać w coś pozytywnego.  Żeby nie odbierać każdej uwagi jako atak na moją osobę, tylko aby uświadomiać sobie, że ktoś nie robi tego specjalnie.

Oczywiście są ludzie, którzy będą chcieli mi dogryźć i pozbawić mnie mojego poczucia wartości, które buduję ciągle, ale to ode mnie zależy czy będę miała wywalone na to czy też nie.

Muszę szukać w swoim charakterze pozytywów, które sprawią, że pokocham siebie, żeby zbudować w sobie taką siłę woli, aby każdy postrzegał mnie jako pozytywną osobę, z którą chce się spędzać wspólnie czas. Ponieważ wiecie, warto się posmucić, warto popłakać, warto do kogoś napisać, poprosić o wsparcie, że chcecie się wygadać, ale nie można na nikogo zwalać swoich negatywnych myśli. To nie jest tędy droga. 

A ja zwalałam swoją złość, swój smutek na kogoś, kto o mnie walczył na każdym kroku. Poświęcał siebie, aby tylko mnie uratować z tego smutku. Ale to nie jest tędy droga. Nie można niszczyć kogoś, ponieważ ma się traumy z dzieciństwa. To nie jest tędy droga. 

 Straciłam całe 10 lat, udając, że wszystko jest w porządku, a później zwalałam swoje emocje na innych, bo coś nie poszło nie tak. 

Straciłam 10 lat, siedząc w tym smutku, wyolbrzymiając wszystko. Byłam chora zazdrosna o to, że uśmiechnął się do innej dziewczyny, że pomagał mojej siostrze skręcać komodę. Bo wymyśliłam sobie, że wszystkim dookoła pomaga, a mnie zostawia ze wszystkim samą. Ale to tak nie było. Ale o to, że miał wywalone na to, że rozcięli mi połowę dziąsła, ponieważ usuwali mi zakrytą dolną ósemkę i nie chciał po mnie przyjechać, tego mu nigdy nie zapomnę. Bo ja wiozłam go 100km na ósemkę, której wyrwanie trwało 5minut. Ja musiałam się męczyć z godzinę. Nie polecam nikomu tego doświadczenia, a jeśli ktoś to przeżył, łączę się z Wami w bólu :) 

Ale dobra to minęło. Tego się nie zmieni. Ale jakbym dała chociaż tę mu jedną szansę teraz może by coś z tego wyszło, ale pod warunkiem, że poszłabym na terapię. 

Bo zaczynam sobie uświadamiać sobie wiele rzeczy, ale to nie znaczy, że znowu nie wybuchnę.   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Streszczenie poprzedniego roku w pigułce.

Co poszło nie tak?

Autorefleksja o samej sobie